Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Waldemar Szczugieł obchodzi 30-lecie ordynacji

Elżbieta Węgrzyn
Ksiądz Waldemar Szczugieł, proboszcz wałbrzyskiej Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Kościele Zbawiciela.
Ksiądz Waldemar Szczugieł, proboszcz wałbrzyskiej Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Kościele Zbawiciela. Dariusz Gdesz
Ksiądz Waldemar Szczugieł, proboszcz wałbrzyskiej Parafii Ewangelicko-Augsburskiej, obchodzi 30-lecie ordynacji i zaprasza 27 września o godz. 12 do Kościoła Zbawiciela w Wałbrzychu na nabożeństwo dziękczynne.

Elżbieta Węgrzyn:**Nadchodzący jubileusz skłania do wspomnień i podsumowań. Jak ksiądz wspomina swój przyjazd do Wałbrzycha i pierwsze wrażenie? Waldemar Szczugieł**: Każdy student teologii ewangelickiej Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie musi przejść dużo praktyk zanim zostanie ordynowany. Praktyki zaczynałem w małej parafii na Mazurach, gdzie razem z proboszczem odprawialiśmy nabożeństwa w dziewięciu miejscowościach. Potem jako pomoc zostałem wysłany do wielkiej parafii w Goleszowie pod Cieszynem. Tam praktykowałem prawie rok, w tym czasie zakończyłem studia i obroniłem pracę oraz złożyłem wniosek do pracy w kościele.
Biskup przedstawił mi propozycje pracy: w Wałbrzychu lub Siemianowicach. Jako bielszczanin, od urodzenia związany z górami, wolałem Wałbrzych niż Górny Śląsk. Poza tym, znałem lepiej ziemię wałbrzyską, bo w Świdnicy mieszkała moja siostra.
Szwagier przywiózł mnie do Wałbrzycha pierwszy raz w 1983 roku. Wrażenie było nie najlepsze. Było tu szaro i ponuro. W Wałbrzychu kontynuując praktykę przygotowałem ordynację swoją i kolegi, obie odbyły się w wałbrzyskim Kościele Zbawiciela. Była to pierwsza w okresie powojennym ordynacja duchownych ewangelickich w tym mieście. Od tamtej pory związany jestem z Wałbrzychem, gdzie tuż po ordynacji ożeniłem się, tu przyszły na świat moje dzieci, a żona pracowała w szkolnictwie.
Moja żona, z pochodzenia Mazurka, długo przekonywała się do tego miejsca i krajobrazu. Teraz oboje czujemy się z miastem związani, ale przez 30 lat wiele się w Wałbrzychu zmieniło.

Jak wyglądała parafia, gdy ksiądz przyjechał do naszego miasta?
Przed moim przyjazdem w Wałbrzychu nabożeństwa odbywały się regularnie, dbali o to moi poprzednicy. Trafiłem na czas dla parafii mało stabilny, na przełomie lat 70. i 80. były tu częste zmiany księży. Potem, sytuacja się ustabilizowała.
Liczba parafian 30 lat temu jak i dziś jest w miarę stabilna. Są lata, gdy jest nas troszkę mniej, bo całe rodziny wyjeżdżają, jak obecnie młodzi za pracą. W latach 80. z kolei wyjeżdżano zagranicę, ale z powodów politycznych. W trakcie mojej pracy parafian było maksymalnie 150, a minimalnie 90. Obecnie trwa tendencja wzrostowa.

Z jakimi problemami borykała się parafia jak zaczynał ksiądz pracę?
Parafia miała problem, który powoli się zaciera. Jak tu przyszedłem 30 lat temu, to ta społeczność nie miała żadnych wspólnych tradycji, bo każda rodzina przyjechała na Dolny Śląsk i do naszego miasta ze swoimi tradycjami.
Po wojnie parafianie przywędrowali tu z najróżniejszych regionów. Do dziś mamy ludzi urodzonych na Mazurach, na Zaolziu, z centralnej Polski, a nawet z Odessy. Znaleźli tu nowy dom i organizowali polską parafię ewangelicką. W naszej parafii swoją duchową rodzinę znalazły też rodziny pochodzenia niemieckiego, które zdecydowały się zostać w Polsce. Znam wszystkich doskonale.
Dużo czasu zajęło nam scalenie wspólnoty. Dziś wszyscy siadają razem do stołu na tradycyjnych spotkaniach organizowanych po nabożeństwie w pierwszą niedzielę miesiąca i rozmawiają ze wszystkimi. Tuż po mojej ordynacji parafianie słabo się znali i podczas rozmów trzymali się raczej grup rodzinnych. Teraz nawet ci zupełnie nowi szybko wchodzą w tę społeczność i są bardzo miło witani.

Co podczas tych trzech dekad udało się księdzu zmienić i z czego jest dumny?
Po pierwsze, jak już wspomniałem, udało mi się pomóc w scaleniu wspólnoty. Drugą sprawą jest zmienienie świadomości mieszkańców regionu. Pamiętam, jak przed laty usłyszałem rozmowę dwóch młodych ludzi. Jak przechodzili obok Kościoła Zbawiciela jeden zapytał drugiego, co to za budowla. Młody człowiek odpowiedział, że to ruina poniemieckiego kościoła. Moja żona zaś spotykała się w pracy z zaskoczeniem, że ksiądz może mieć małżonkę, a jak zapraszała na nasze zawsze otwarte nabożeństwa, nawet wykształceni znajomi mówili, że nie przyjdą, bo nie znają niemieckiego. Nie lada zdumienie wywoływała, jak mówiła, że ja też nie znam tego języka, a nabożeństwa są w języku polskim.
Dziś mieszkańcy miasta wiedzą, że Kościół Zbawiciela żyje, że odbywają się tu nabożeństwa i koncerty, a budynek nie jest ruiną. Wiedzą też, że można tu przyjść podczas niedzielnych spotkań, i że w tym kościele mówi się po polsku. Większość wałbrzyszan wie też o istnieniu naszej parafii m.in. dzięki koncertom i działaniu Stacji Socjalnej. Mają świadomość, że z nami mogą poszukiwać Boga.
Zaś moich parafian nie dziwi już, jak podczas nabożeństwa przychodzą goście niezwiązani z kościołem. Są do nich przyjaźnie nastawieni i pokazują, jak korzystać ze śpiewnika.

Jak ksiądz odbiera nadchodzące nabożeństwo jubileuszowe?
Sens tego nabożeństwa tkwi w możliwości docenienia błogosławieństw, jakimi Bóg obdarzył mnie i zbór przez ostatnie 30 lat. To możliwość podziękowania i docenienia tego, co przeżyliśmy. Dziś patrząc wstecz, mogę powiedzieć, że wszystkie, nawet najbardziej dramatyczne momenty w życiu moim i parafii miały jakiś cel. Jestem wdzięczny Bogu za błogosławieństwa i chcę nieśmiało prosić o kolejne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na walbrzych.naszemiasto.pl Nasze Miasto