Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czeski bigos w polskim Kotle... Pracownicy czeskiej Skody jadą tędy za szybko?

Maciej Sas
Droga jest bardzo wąska. Mieszkańcy domagają się wprowadzenia tutaj ograniczenia prędkości. Rowerzysta czy pieszy w zderzeniu z rozpędzonym autem nie ma szans. Czy musi dojść do tragedii, żeby w końcu co się zmieniło?
Droga jest bardzo wąska. Mieszkańcy domagają się wprowadzenia tutaj ograniczenia prędkości. Rowerzysta czy pieszy w zderzeniu z rozpędzonym autem nie ma szans. Czy musi dojść do tragedii, żeby w końcu co się zmieniło? Maciej Sas
20 domów we wsi, droga szeroka na nieco ponad 4 metry, żadnego pobocza i nawet 300 samochodów dziennie, które wiozą do pracy 1100 polskich pracowników Škody w czeskich Kwasinach. Wiele z nich bije rekordy prędkości, pędząc po wąskim, krętym asfalcie nawet 90 km/h. A mieszkańcy biją na alarm, bo strach tu wyjść na drogę!

Kocioł to maleńka, urokliwa wioska na drodze powiatowej z Lewina Kłodzkiego do czeskiej Oleśnicy w Górach Orlickich. Dziś to ok. 20 domów, z czego większość należy do letników. Na stałe mieszka tu kilka rodzin. Siedzę na łączce przy drodze i zauważam z lekkim zdumieniem, że czas mija tu znacznie wolniej niż w mieście.

Bulgotanie w Kotle
Ta sielanka nie trwa długo – około godziny 13 w Kotle zaczyna wrzeć: z lasu wyłaniają się kolejne samochody na kłodzkich rejestracjach, pędzące w stronę Czech. To polscy pracownicy fabryki Škody w nieodległych Kvasinach jadą na swoją popołudniową zmianę. Niektórzy są tak przejęci, że silniki ich pojazdów aż wyją, pędząc pod górę. 80-90 km/h. Nie mam radaru, ale na pewno daleko im od przepisowej prędkości, czyli 50 km/h. Szczęście, że mam obok łączkę – stanie na skraju drogi to sport ekstremalny.

– I tak jest w sumie 6 razy dziennie: 3 tury pracowników jadą na swoją zmianę, a 3 inne wracają do domu. W sumie dziennie to 250-300 samochodów – mówi Wojciech Bednarek, właściciel posesji z tabliczką „Kocioł 3”. Kupił ten stary dom 8 lat temu, a od 2,5 roku mieszka w nim na co dzień. Prowadzi w nim kursy renowacji antyków. – Wie pan, nieustannie boję się o życie ludzi, którzy do mnie przyjeżdżają, bo z domu wychodzi się prostu na ulicę. Podobnie mają inni mieszkańcy wsi. Co więcej, jeździ tędy wielu rowerzystów, bo to turystyczna okolica. Droga jest wąska, poboczy brak, a część kierowców zachowuje się tak, jakby była na wyścigach – tłumaczy.

Wszystko zaczęło się w 2011 roku, gdy szosa została wyremontowana w ramach unijnego, transgranicznego, polsko-czeskiego projektu. Pracownicy z Polski, jadący do Kvasin, zauważyli, że można sobie skrócić dojazd: droga z Kłodzka przez Kocioł to 61,5 km, a przez Nachod – o 12 km więcej. Asfalt jest tu nowy, równy, ale ma ledwie 410 cm szerokości. Dwa szerokie samochody mają problem z wyminięciem się, a jeśli pieszy ma pecha znaleźć się w pobliżu, przeżywa istny horror… – Nie chodzi nam o to, żeby ludzie tędy nie jeździli – dobrze, że mają tę pracę. Rzecz w tym, żeby samochody zwalniały do bezpieczne prędkości – wyjaśnia pan Wojciech.

Jeszcze do niedawna można było legalnie jechać tu z prędkością 90 km/h. – Po moich licznych interwencjach w urzędach, w Ministerstwie Infrastruktury i w prokuraturze, na niektórych odcinkach pojawił się znak ograniczenia do 70 km/h, a przy Lasku Miejskim stanęły biało-czarne tablice oznaczające teren zabudowany – mówi mieszkaniec domu przy szosie.

Urzędnicza niemoc
Niestety, na dużej części polskich kierowców znaki nie robią żadnego wrażenia (czescy, jak zauważyłem, są ostrożniejsi) – pędzą, jak szaleni. Spokój nastaje wtedy, gdy na miejscu pojawia się patrol policji drogowej z radarem. Dzieje się to często, ale – jak podkreśla Wojciech Bednarek – policjanci nie mogą przecież cały czas pilnować jednej drogi na skraju powiatu. – Jakiś czas temu policjanci pobili rekord – po upływie 2,5 godziny przestali łapać kolejnych kierowców, bo im się bloczki mandatowe skończyły – opowiada.

Pan Wojciech systematycznie prosił o pomoc urzędników: wójta Lewina Kłodzkiego, władze powiatu kłodzkiego i dyrektora zarządu Dróg Powiatowych w Kłodzku. Sugerował, by w Kotle zainstalowano np. progi zwalniające. Skutek? Poza ustawieniem znaków ogranicząjących prędkość – żaden. – Nie, proszę pana, w Kotle na pewno nie zamontujemy żadnych progów spowalniających – usłyszałem od pani Urszuli Włodarczyk z Zarządu Dróg Powiatowych w Kłodzku.

– Dostałem właśnie pismo z Rady Powiatu Kłodzka, która obradowała na temat kolejnej skargi na dyrektora Zarządu Dróg Powiatowych z Kłodzku. Pytałem, dlaczego nie zapewnia bezpieczeństwa. W głosowaniu postanowiono, że nie mam racji, ma ją dyrektor – relacjonuje rozgoryczony. – To kuriozalny dokument: w uzasadnieniu napisano, że ten teren nie jest traktowany jako zabudowany, więc nie ma uzasadnienia dla dodatkowych ograniczeń prędkości. A kilka akapitów niżej na tej samej stronie piszą, że w związku z moimi wcześniejszymi monitami i interwencjami policji w 2016 roku wprowadzono ograniczenia do 70 km/h i teren zabudowany. No więc kłodzcy urzędnicy sami sobie zaprzeczyli! – dodaje. Inni mieszkańcy Kotła w większości popierają jego starania. Spotkani na drodze przyznają, że jest bardzo niebezpiecznie. Kiedy jednak proszę o przedstawienie się, odmawiają, tłumacząc, że nie chcą się „narazić władzy”.

Drogówka koi nerwy
Być może ludzie nie chcą rozmawiać otwarcie dlatego, że jedną z mieszkanek wsi jest… wójt Gminy Lewin Kłodzki, Joanna Klimek-Szymanowicz, która, jak podkreśla Wojciech Bednarek, nie podziela jego obaw o bezpieczeństwo na drodze. – Chociaż kilka dni temu rozmawiałem z panią wójt. Mówiła, że rozmawiała z dyrekcją Škody, która podobno zaoferowała wsparcie finansowe w dodatkowym zabezpieczeniu tej drogi. No bo przecież tędy jeżdżą ich pracownicy – wyjaśnia.

Joanna Klimek-Szymanowicz bardzo chętnie godzi się odpowiedzieć na moje pytania. O dziwo przyznaje, że i jej zdaniem droga jest bardzo niebezpieczna. – Jako gmina wiele razy interweniowaliśmy na policji, w zarządzie dróg powiatowych, w starostwie. Wnioskowaliśmy o wprowadzenie ograniczenia prędkości, co się zresztą stało – wylicza swoje działania. – Wnioskowaliśmy też o ułożenie progów zwalniających, ale otrzymaliśmy odpowiedź, że ich nie montuje się na otwartej przestrzeni czy na drogach prowadzących do przejść granicznych. Chodzi też o bezpieczeństwo: to droga górska. Zimą takie progi stanowiłyby dodatkowe niebezpieczeństwo dla kierowców – tłumaczy.

Jak dodaje, bezpieczeństwo na drogach takich jak ta w Kotle to problem wszystkich gmin przygranicznych, przez które Polacy dojeżdżają do pracy w Czechach, np. Międzylesia czy Kudowy-Zdroju. – Mieliśmy dwa tygodnie temu spotkanie w Škodzie poświęcone właśnie temu. W sumie do Kvasin dojeżdża ok. 1100 pracowników z Kotliny Kłodzkiej – przyznaje. – Często prosimy o pomoc policję. To się odbywa we współpracy z policją czeską, bo Czesi mają ten sam problem! – podkreśla.

Wszyscy przyznają zgodnie jedno: gdyby nie policjanci z kłodzkiej drogówki, byłoby jeszcze gorzej. Częste wizyty patroli drogówki w Kotle studzą rajdowe zapędy polskich kierowców. – Policjanci, którzy działają na drodze krajowej numer 8 w stronę granicy w Kudowie, w każdej wolnej chwili zaglądają do Kotła – przyznaje kom. Norbert Nowicki, zastępca naczelnika wydziału ruchu drogowego kłodzkiej policji. – Rzeczywiście część kierowców przekracza tam prędkość – zwykle o 10-20 km/h. Tam szybciej po prostu nie można jechać. Kiedy nasi ludzie stoją z miernikiem prędkości, prędkość natychmiast maleje. Ale nie jesteśmy w stanie być tam cały czas – mówi. Jak dodaje, we wsi na całe szczęście nigdy nie doszło do poważniejszych zdarzeń. Choć zdarzały się otarcia czy drobne stłuczki, bo droga jest naprawdę bardzo wąska.

Progi to zły pomysł
Czy naprawdę nie ma sposobu na zmianę sytuacji? O podpowiedź poprosiłem inż. Ryszarda Piaseckiego, członka Stowarzyszenia Klub Inżynierii Ruchu. Ekspert podkreśla, że progi są najmniej efektywnym i najbardziej niebezpiecznym rozwiązaniem problemu. Na wąskiej, górskiej drodze uniemożliwiłyby np. odśnieżanie. Są też inne przykłady ich złego wpływu na bezpieczeństwo drogowe: Wielka Brytania ma jedne z najbezpieczniejszych dróg na świecie. Liczba groźnych wypadków i ofiar śmiertelnych w ciągu ostatnich 30 lat znacząco się tam zmniejszyła do 2,8 ofiar śmiertelnych na 100 tys. mieszkańców (w Polsce to 8,7 na 100 tys.).
– W ciągu ostatnich 10 lat aż w przypadku ponad 1600 wypadków jako przyczynę podano „próg zwalniający lub szykanę”. W tych zdarzeniach śmierć poniosły 23 osoby! Ale to nie znaczy przecież, że nic nie da się tam zrobić. Są inne, skuteczne rozwiązania – wyjaśnia ekspert inżynierii ruchu.

Brak sposobu? Wprost przeciwnie!
Co więc zrobić? Przede wszystkim, jak mówi, powinno się tam ograniczyć prędkość do 40km/h na obszarze zabudowanym. Dlaczego? Bo to jedyna racjonalna prędkość na drodze o szerokości mniejszej niż 5,5 m (a to jest szerokość niezbędna do bezpiecznego ruchu dwukierunkowego). – Poza tym warto tam zainstalować radar, ale nie taki do łupienia kierowców, ale „społeczny”. To urządzenie powszechnie stosowane na przykład we Włoszech. Tam nie ma straszenia drakońskimi mandatami. Ale w każdej małej miejscowości jest radar, który mówi: „Wjeżdżasz do Frasinello. Tu obowiązuje prędkość 50 km/h”. I ja, jako wychowany, zdyscyplinowany obywatel, jeśli jadę szybciej, widząc lampkę, która mnie informuje, że mam zbyt dużą prędkość, od razu nogę z gazu zdejmuję! Niech mi Pan wierzy – tak zrobię – zarówno ja, jak i dziesiątki innych kierowców – podkreśla. Oczywiście, jest też informacja, że kto nie trzyma się zasad, temu radar zrobi ładną fotkę, za którą każe zapłacić… – To takie pogrożenie palcem, a nie od razu walenie pięścią po głowie. W ten sposób szanuje się obywatela – mówi specjalista inżynierii ruchu.
Ryszard Piasecki podpowiada też kilka innych rozwiązań zaczerpniętych z Europy Zachodniej (wcale nie drogich), które mogłyby sprawić, że kierowcy zwalnialiby. Można np. na początku miejscowości (jeśli jest taka możliwość) zmienić tor jazdy samochodów. W efekcie każdy wjeżdżający tam musi zrobić ruch kierownicą i zmniejszyć prędkość. Można też wzorem Francuzów na początku miejscowości zbudować rondo, co zmusza każdego do zwolnienia.
– Na razie ta walka jest wielkim biciem piany. Tak będzie pewnie aż do chwili, gdy dojdzie do jakiegoś poważnego wypadku, w którym ktoś zginie – mówi nieco zrezygnowany Wojciech Bednarek.

Może jednak tym razem się myli: sposoby, jak widać, są. Wystarczy skorzystać ze sprawdzonych rozwiązań. I darmowej podpowiedzi eksperta.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Drożeją motocykle sprowadzane z Niemiec

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto